Ekskretyment
<< < 1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 - 9 - 10 > >>
Do tawerny wszedł elf.-Dzień dobry, co podać? - zagadnął barman.
-Piłkę.
-Ależ proszę.
-Dziękuję bardzo - gość wyszedł, dzierżąc w dłoni nowiutką piłkę do metalu, i wpadł do dziury.
-Człowiek kopie, Mahadeva dziury nosi - mruknął sentencjonalnie barman.
***
-Debil - mruknął sentencjonalnie ktoś z sali.
-Ej, czemu nowy rozdział pojawił się w połowie dialogu?
-Przecież to ekskretyment, no nie?
-W sumie racja, no to jedziemy dalej - to mówiąc, barman wrzucił czwórkę i dodał gazu, niestety nie wyrobił na zakręcie i rozbił się na drzewie.
-Świeć, Panie, nad jego duszą - rzekł ktoś.
Ktoś inny wyjął z kieszeni latarkę i poświecił.
-Dziękuję - powiedziała dusza i podążyła za światłem.
-A teraz coś z zupełnie innej beczki - ponownie rzekł ten, kto wcześniej o oświetlenie prosił.
-PLAGIAT!!! - rozległ się głos potężny i dźwięczny niczym trąba jerychońska, a na nieszczęśnika spadł kawał czarnego styropianu z napisem 16 TON. Następnie nadjechał buldożer i popsuł scenografię. Po jego przejeździe wyłonił się nowy krajobraz - zielona trawka, słoneczko świeciło, kwiatki rosły, ptaszki śpiewały, i ogólnie było zaje... eee... znaczy fajnie. Nagle ziemia zadrżała, powstała mała dziura, i wyskoczył z niej krasnolud. Czym prędzej obstąpiły go tańczące dzieci.
-Święty Mikołaj, Święty Mikołaj!
-Mikołaj nie istnieje! Co to za kity mi wciskacie?!
-Jak to nie istnieje?! Wesołych Świąt, knypku! - to mówiąc, Święty Mikołaj rzucił w krasnala choinką.
-Dzieci bijesz?! Ja ci dam, gnoju! - wrzasnął Dziadek Mróz.
-Jakie dzieci?! To był krasnolud! Tylko nie reniferem! Aaaaaa!!!
Zasuńmy zasłonę miłosierdzia na końcówkę tej sceny...
***
Na scenę wkroczył mały człowieczek z karteczką "AWARIA ZASŁONY MIŁOSIERDZIA", oberwał w głowę karpiem w galarecie i sobie poszedł.
-Ktoś tu wołał Zająca Wielkanocnego?
-Obiadek! - ryknął Mikołaj i rzucił się na Zająca.
-Kolacja! - zawtórował Dziadek, i dołączył do swojego niedawnego adwersarza w chwalebnym zamiarze zdobycia posiłku.
-Biją naszych! - zgodnie krzyknęli Baranek Wielkanocny i Kurczaczek Wielkanocny, i ruszyli na pomoc Zającowi.
-Więcej żarcia! - zgodnie zakrzyknęli bożonarodzeniowi roznosiciele prezentów.
-Ja protestuję! - rzekł niski, brodaty elf, dzierżący w dłoni topór. - Protestuję w imieniu Związku Wegetarian z Magicznej Góry!
Do protestującego dołączyła grupa chudych trolli z transparentem "Wolność dla pluszowych misiów" oraz kilku młodzieńców skandujących rymowany dwuwiersz: "Często plujesz - długo żyjesz!"
-Ech ty, podżegaczu jeden! Zaraz podążysz tam, gdzie nie podążył jeszcze żaden niski, brodaty elf, dzierżący w dłoni topór! - oznajmił mag w fioletowej szacie, po czym wyczarował portal i wrzucił weń rzeczonego elfa.
***
Elfowi przelatywały przed oczami kolory.
Pomarańczowy.
Fioletowy.
Szary.
Biały.
Niebieski.
Czarny.
Zielony.
Beżowy.
-Ale fajowe! Jak na karuzeli!
Żółty.
Cynober.
Brunatny.
Różowy.
Biały.
Niebieski.
Czarny.
Zielony.
Beżowy.
-Ej, to już było!
Jasnopomarańczowy.
Jasnozielony.
Jasnopomarańczowy.
Jasnozielony.
Wścieklejasnopomarańczowy.
Wścieklejasnozielony.
-Tylko bez takich, bo puszczę pawia!
Wesołozgniłofioletowoniebieski.
Jaszczurkorudociemnobordowy.
Starocerkiewnosłowiański.
-Bez jaj! Nie ma takiego koloru!
-Coś się nie podoba? To won stąd!
I elfa wyrzuciło z portalu.
***
Elf wylądował na polanie, gdzie gromada chłopów usiłowała spalić stosik zwojów, na razie bez większego powodzenia.
-Cóż to palicie, panowie? - zagadnął elf.
-Adyć my palimy dzieła minstrela takiego jednego, co był on w karczmie opowiadał, jakosik się na G nazywał...
-Gunnar mu było! - krzyknął inny chłop.
-A sam Gunnar jesteś, ośle jeden. Inszej go zwano.
-Guni go wołali! Nie inaczej! - odezwała się baba.
-O, właśnie! Guni mu było, bardowi parszywemu!
-A cóż to za dzieła były, że je palić musicie? Jakieś, ten tego, nieprzyzwoite...?
-A juści, że bezecne! - wydarła się baba. - Takie bezeceństwa rozgłaszał, iż uszy więdły wszem ludziom dobrym, a zwierzęta aż uciekały...
-Ot, głupia baba, nic nie wi, a goda. Nie bezecne gadki owe były, adyć śmieszne nawet takie. Ino o to chodzi, że dziatki nasze zamiast w polu robić jak dobrym ludziom przystało, zaczęły się literków uczyć, by zwoje z historyjami onymi odczytać, co ów Guni był je im zostawił. Toteż my je wszystkie zebrali i spalić tera chcemy. Barda my też spalić chcieli, ale uciekł niecnota.
-Jeszcze jak uciekał! - rzekł z uznaniem drugi chłop.
-I zdążył jeszcze sidła po drodze sidła zastawić, i mój Jantoś w nie wpod, jak go gonił! - rzekła baba, wskazując na kulejącego wieśniaka.
-Aleś ty gupia jest, babo! - odrzekł pierwszy chłop. - Jantoni w sidła wloz, bo za Zośką od młynorza w krzoki lozł.
Jantoni, słysząc te słowa, pognał przed siebie nie wolniej, niż ów minstrel onegdaj, a noga zdawała się mu wcale nie dokuczać. Jego baba jednak wcale nie zamierzała go gonić.
-Zgłodnieje, to wróci, bucefał zatracony!
***
Jantoniemu coraz bardziej dokuczała rana w nodze, więc zatrzymał się nad rzeką. Zorientował się, że nikt go nie goni, toteż usiadł na kamieniu, by odpocząć. Nagle z wody wyłoniła się postać, trzymająca w ręce włócznię.
-Ktożeś ty?!
-Jestem nimfem - rzekł stwór. - Uwaga!
Nimf cisnął włócznią w pobliskie drzewo, tylko o kilka cali chybiając siedzącą na nim wiewiórkę. Wiewiórka zaskrzeczała złowrogo, rozpostarła skrzydła i odfrunęła. Nimf machnął ręką, wypowiedział zaklęcie, i magiczny portal pochłonął zwierzątko...
***
Pomarańczowy.
Fioletowy.
Szary.
Biały.
Niebieski.
Czarny.
Zielony.
-Jimmy, przestań się bawić kalejdoskopem i chodź na kolację!
-Już idę, wujku!
Chłopiec zszedł na dół i zasiadł do stołu.
-Wujku, co dzisiaj oglądamy? Zaraz będzie Asterix...
-Asterix? A fe, francuska kreskówka! - zbulwersował się wujek Sam. - Dzisiaj, jak zwykle, będziemy oglądać relację na żywo: "Kowboj Joe zbawia świat".
Na ekranie telewizora pojawił się lekko posiwiały jegomość w kowbojskim kapeluszu, spod którego wyzierała pszenno-buraczana twarz. Jegomość ów gonił jakiegoś faceta w berecie, co jakiś czas strzelając do niego, ale za cholerę nie mógł trafić. Wujka Sama niezwykle to bawiło.
***
-...i tak biegali i strzelali, i fajnie było tak wogóle. Koniec.
-Nie postarałeś się, Izydorze. Kiepsko odrobiłeś to zadanie domowe. Mogłeś wybrać jakiś ambitniejszy program do zrecenzowania. A teraz przechodzimy do tematu dzisiejszej lekcji - wszyscy przeczytali "Polowanie na Lazurowego Smoka"? - uczniowie dość niemrawo przytaknęli. - Jak myślicie, dlaczego powstało to dzieło? Może Scholastyka odpowie?
-Może dlatego, że autor chciał napisać coś śmiesznego?
-Nie, Schola, mogłaś się bardziej postarać. Bonawentura?
-Bo autorowi się nudziło?
-No wiesz?! Nie przerabiamy na lekcjach dzieł napisanych "ot tak sobie". Trudno, sama wam powiem. Jak już mówiłam wielokrotnie, przy analizie każdego utworu literackiego należy wziąć pod uwagę czas jego powstania. "Polowanie" zostało napisane na krótko przed przystąpieniem naszego kraju do Unii Europejskiej. Można więc wywnioskować, iż w opowiadaniu tym są jakieś zawoalowane odniesienia. Wskazuje na to również kolor smoka, dziwnym trafem zbieżny z kolorem unijnej flagi... Co chciałeś, Innocenty?
-Ale, proszę pani, smok był lazurowy, a flaga jest granatowa!
-Mały zabieg artystyczny, wyobraź sobie tytuł "Polowanie na Granatowego Smoka". Lazurowy trochę lepiej brzmi, nieprawdaż? Tak więc, smok symbolizuje Unię Europejską. Barbarzyńcy reprezentują antyunijną tłuszczę, pieniaczy, którzy nie wiedzą, co robić, ale są za to bardzo głośni. Z drugiej strony, mag jest silnie prounijny, i liczy, że po wstąpieniu do Unii zdobędzie władzę i pieniądze. Elf, będący literackim alter ego autora, jest stłamszony między dwoma stronnictwami. Ma dość hałasu związanego z przystąpieniem, gdyż rozumie, że i tak jest ono nieuniknione... Mam nadzieję, że to notujecie, właśnie omawiam genezę...
Nagle zabrzmiał dzwonek... i jeszcze raz... i jeszcze raz...
-POŻAR!!!
***
-POŻAR!!! Smok go pożar!!!
-Nie pożar, tylko pożarŁ, dobry człowieku.
-Martwi rycerze pokrywać już wszystkie okoliczne zbocza, a pani się końcówek czepia!?
-Odmiana czasownika się kłania. Proszę powtarzać za mną: ja pokrywam zbocza, ty pokrywasz zbocza, on pokrywa zbocza, my pokrywamy zbocza...
-CHRUP! CHRUP! MLASK!
-Stanowczo protestuję w imieniu Związku Nauczycieli Erathiańskich! Propagowanie przemocy wobec ciała pedagogicznego jest niedopuszczalne! Ja złożę...
-CHRUP! CHRUP! CHRUP! MLASK! MLASK!
-Protestuję w imieniu Związku Ochrony Protestujących Przed Przemocą! Propagowanie przemocy wobec protestujących jest nie na miejscu!
-BUM! ŁUP!
-Głupi smok, powinien wiedzieć, że nie należy atakować ludzi będących w posiadaniu bazooki.
-Ej, to ja miałem go zabić!
-No cóż, spóźniłeś się, dobry rycerzu.
-CIĘCIE!
Przepiękne cięcie mieczem pozbawiło pogromcę smoka połowy głowy. Krew lała się obficie. Trup, upadając, ochlapał wszystkich w okolicy, a następnie dołączył do leżących zwłok osób pożartych przez smoka. Niektóre powoli zaczynały śmierdzieć...
-Protestuję w imieniu Stowarzyszenia Bogobojnych Matek! To przecież mogą czytać dzieci! Autor ma obowiązek zaprzestać wypisywania takich okropieństw! Mnie samej niedobrze się robi!
-CIĘCIE!
***
Po tych okropnych i krwawych scenach, przyszła pora na uroczy krajobraz...
Za ośmioma górami, siedmioma lasami i czternastoma łąkami, była sobie polana. Może nawet nie tylko sobie, ale to nie ma nic do rzeczy (czyli jednak ma coś do rzeczy - podwójne zaprzeczenie daje potwierdzenie - przyp. trzyrękiego krasnoluda). Na polanie owej rosły prześliczne kwiaty, a tyle ich było, iż wydawało się, że to tęcza zstąpiła na ziemię. Wśród kwiatów tych były astry, zawilce, tulipany, pierwiosnki, fiołki tak fioletowe, że aż oczy bolały, i wiele, wiele innych. Zupełnie nie przejmowały się faktem, iż powinny kwitnąć w różnych porach roku.
Wśród owych bylin hasały sobie małe, białe zajączki, gdzieniegdzie pogryzając świecące od rosy listki. Z oddali słychać było radosny świergot ptaków. Czasami pojawiał się wilk, lecz szedł sobie swoją drogą, krzywdy zajączkom nie czyniąc...
Witam w stopce. Autorem wszystkich zawartych na tej stronie tekstów i innych rzeczy jest Qui (chyba, że coś jest podpisane inaczej, w tym przypadku niniejsza informacja zostaje nadpisana).
Zabrania się publikowania, przetwarzania oraz przeżuwania "materiałów" zawartych na tej "stronie", jak również tapetowania sobie nimi pokoju, bez wiedzy i zgody autora. Aczkolwiek wątpliwe, czy ktoś by chciał uczynić cokolwiek z tych rzeczy. Tak czy inaczej, autor nie odpowiada za skutki uboczne intensywnej lektury, tudzież kontaktu z "materiałami" zawartymi na tej "stronie".
Dwugłowa łasica z nagłówka (tzn. ta, co kiedyś tam była i być może powróci) jest dziełem Dinah. Tło również, gdyż wyciąłem je z łasicy.
ukryj formularz
dodaj komentarz
ukryj komentarze
zobacz komentarze(2)