Ekskretyment
<< < 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 - 9 - 10 - 11 - 12 > >>
Szczoteczka weszła do pokoju i się zaniepokoiła. Niepokój za to się odniepokoił i został pokojem, a przedpokój się uspokoił. Zapokój był jednak bardzo niespokojny, gdyż powoli się rozpokojał i groziło mu przepokojenie się w kuchnię. Innego rodzaju zagrożenie stanowił różowiutki dywanik wraz z różowiutkimi zasłonkami, różowiutką narzutką na kozła, różowiutkim obrusikiem i żółciutkim kwiatuszkiem. W różowiutkim wazoniku. W żółciutki wzorek. Bez zworek. Ale miał zaworek. Coby można było zredukować ilość zawartej w nim cieczy bez potrzeby przejściowej dezintegracji kompozycji artystycznej. Ale również coby podkreślić nieortodoksyjność wystroju wnętrza, który był tak nieortodoksyjny, że aż kozłu spod narzutki zrobiło się głupio. Z tej okazji wyszedł i zepsuł pozytywne fluidy feng shui w pomieszczeniu. A na to wszytko żółciutkim oczkiem znacząco łypał różowiutki kormoranik wiszący do góry nogami na żółciutkim żyrandoliku zwieszonym z różowiutkiego sufitku.Tymczasem po drugiej stronie różowiutkiego sufitku miał miejsce przepotwornie wręcz śmieszny żart informatyczny...
-Synku, otwórz okno!
-Mamo, nakarm pingwina!
(AHAHAHAHA! HAHAHA! HAHA! HA!)
***
Ciąg dalszy jest już nie tak przepotwornie śmieszny, ale mimo wszystko kontynuujmy, istnieje duże prawdopodobieństwo że natrafimy na jakiś absurd niezłej jakości...
-Ale on już dziś wyżarł mi gruszki z puszki, pietruszki i papużki! Ponadto wydziobał żarówkę z lodówki, rozdeptał mojego ulubionego patyczaka i molestował złocistokopytnego legwana sąsiadki!
A narwal na to hipopopotam. Dwóch wesołych prawników weszło do windy. Wyszła fioletowa gęś. Jaki z tego morał?
-Bad morał or file name.
I to właśnie był ambitny tekst tygodnia. Ambitnych tekstów poprzednich tygodni nie podam, poszukajcie sobie sami. Natomiast w następnych tygodniach pokażemy ambitne rośliny ozdobne, ale o tym cicho...
-Nie puszczę pawia z ust!
-Pary z ust.
-Racja, nie puszczę pary pawi z ust. Jednego też nie. Ani większej ilości. Żadnych pawi z ust. Ani z nosa. Z uszu też nie. W ogóle znikąd ich nie wypuszczę. Bażantów też nie. Nawet z oczu. Cietrzewi również nie. A zwłaszcza cietrzewi z trzewi, lecz z ust ani z nosa również zdecydowanie nie. Nie będzie wypuszczania żadnego ptactwa! Jeśli zaś chodzi o głuszce...
Podczas przemowy o głuszcach przemawiający został ogłuszony (przez barbarzyńcę z wielkim toporem, dosiadającego łaciatego, skrzydlatego prosięcia wbitego w sraczkowaty kredens za pomocą wielkiego młota, który w ten sposób chciał zaznaczyć, iż ostatnio rzadko ma okazję prezentować swoje niezwykłe zdolności w szerzeniu zniszczenia). Czyż nie fortunnie się złożyło? Nie fortunnie w znaczeniu negacji w pytaniu retorycznym, nie w znaczeniu niefortunności oczywiście. Jednakże należy zwrócić uwagę na fakt, iż mogła to być przemawiająca. Albo coś przemawiające. A jak ce, to czemu nie be, albo nie de, lub jakakolwiek inna litera? A jeśli to może być jakakolwiek litera, to przecież nie możemy dyskryminować takiej na przykład cyrylicy, ani alfabetów innych ludów... No bo jakby się czuła taka na przykład alfa, gdyby odebrać jej podstawowe prawa? A fi? Psi? Omikron? Hieroglify? Pismo supełkowe? Prehistoryczne bizony na ścianach?
Wykazaliśmy więc niezbicie, iż równe prawa powinny przysługiwać osobom męskim, żeńskim i nijakim, jak również bizonom naskalnym. Gdyby to było dzieło potyliczne, zasugerowałbym wprowadzenie parytetu bizonów do sejmu w celu zwiększenia tam inteligencji, jednakże nie jest, więc tego nie zasugeruję.
A teraz...
***
A teraz zajmijmy się przez chwilę absolutnie bezcelowymi rozważaniami z rodzaju "co by było, gdyby...". Tak więc co by było, gdyby parę impulsów nerwowych wybrało drugą synapsę w prawo zamiast trzeciej, parę cholernie miniaturowych pierdół zmieniło swój stan kwantowy, czy coś w tym guście? Patrzcie i podziwiajcie. [tutaj nastąpiło zapierające pierś w dechach i kosztowne niczym herbatniki z grudkami złota w polewie platynowej (oraz z wisienką na górze) falowanie obrazu w pięciu wymiarach]
Do tawerny wszedł elf.
-Dzień dobry, co podać? - zagadnął barman.
-Piłkę.
-Ależ proszę.
-Dziękuję bardzo - rzekł gość, po czym stracił przytomność z okazji oberwania piłką lekarską prosto między lewą brew a prawe rzęsy.
-Człowiek rzuca, Mahadeva przewraca elfy. - mruknął sentencjonalnie barman.
***
-Kretyn. - mruknął sentencjonalnie ktoś z sali.
-Ej, czemu nowy rozdział pojawił się w siedmiu trzynastych dialogu?
-Przecież to ekskretyment, czyż nie?
-W sumie racja, no to idziemy dalej. - rzekł barman i poszedł, i wpadł do dziury.
-Świeć, Panie, nad tą dziurą. - rzekł ktoś.
Ktoś inny poświęcił wylaną z kieszeni wodę święconą.
-Dziękuję. - powiedziała dziura i wypiła wodę.
-A teraz coś z zupełnie innej beczki. - rzekł ktoś jeszcze inny, otworzył zupełnie inną beczkę, wyjął z niej marynowaną mątwę i wrzucił do dziury. Kawał czarnego styropianu z napisem 16 TON nie miał nic konkretnego do roboty, więc postanowił udawać obelisk. Następnie nadjechał buldożer, ale popsuł tylko połowę scenografii zanim wpadł do dziury.
-No i co teraz? - zapytał siedzący na kontuarze drewnianonosy wodnik.
-Teraz wrócimy do właściwego ciągu zdarzeń, a biedny czytelnik niech sam rozważa, czy w przedstawionym wyżej przypadku łasica mogłaby mieć trzy głowy zamiast dwóch, ilu ludzi zjadłaby Galaretka, albo czy barbarzyńca z wielkim toporem nie zamieniłby skrzydlatego, łaciatego prosięcia wbitego w sraczkowaty kredens za pomocą wielkiego młota na odrzutowe, kratkowane koźlę wtłoczone w pseudopopielaty pawlacz za pomocą zardzewiałego łomu.
-Ja się nie zgadzam! We właściwym ciągu zdarzeń mnie nie ma!
-Coś na to poradzimy...
PLASK!
-Ponieważ jestem istotą złożoną z wody, wielka drewniana belka nie zaszkodzi mi zbytnio, nawet jeśli ktoś wyrył w niej hipopotama włochatego.
PLASK PLASK PLASK!
-Nie, Obmierzłe Wahadło Złośliwości wcale nie pomoże w tej sprawie.
-Trudno. W takim razie... ugotuję w tobie makaron!
-Nieeeeeeeeeeeee...(!x17)
***
Makaron oczywiście się rozgotował. Trudno się temu dziwić, woda z wodnika to nienajlepsza ciecz do gotowania makaronu weń. Drewniany nos wcale nie pomógł sprawie. Jednakże nasi bohaterowie (hmm... to mamy jakichś? - zapytanie Rzecznika Praw Ciągłości Fabuły, potraktowane jako czysto retoryczne) (tudzież bohaterki (ewentualnie prehistoryczne bizony naskalne) - dywagacje nie mające związku z fabułą ani innymi stworzeniami) wcale nie zamierzali się poddać...
-Mam galaretkę w proszku!
-Nie zalewaj!
-Serio, patrz... trochę wody i już...
-Nie zalewaj jej! AAAAAAA!
-BLOB.
-AAAA AAAAA AAA!
-BLOB.
I jaki z tego morał?
...
...
Trzeba było jeść makaronik!
***
-Nie jeść! - zbulwersował się makaronik. - Makaronik dobry, nie jeść makaronik!
-Właśnie dlatego jeść!
-Nie! Bo dobry do towarzystwa, pogadać z nim można, pójść do kina, na piwo, na zakupy, pograć w piłkę, hodować przepiórki, irygować modrzewie...
Makaronik przyjacielem twym chciał zawsze być,
Czy słoneczko czy też może deszczyk z nieba mży,
zawsze wspierać ciebie, przy tobie wytrwale gnić,
do samego końca swych makaronowych dni...
A Al Baba odrzucił przyjaźń makaroniku i co mu się przytrafiło...?
***
Oj, dużo rzeczy mu się przytrafiło... Ale najpierw słowo wstępne...
Słowo wstępne wystąpiło i zostało słowem występnym, a jego występki wystąpiły na występie na występie skalnym, aż pot wystąpił na wystające czoło wystawcy wykładzin. Wobec tego zaprezentujemy zastępcze następne słowo zawstępne.
Otóż Al, jak wskazuje imię, był mężczyzną, oraz, jak wskazuje nazwisko, był kobietą. Wobec tego, ażeby jakichkolwiek nieścisłości uniknąć, należy założyć, iż był on rzekotką drzewną płci nieokreślonej. Na tej podstawie można dodać, iż pochodził z dziupli. Ale to nikomu nie robi różnicy... (no może poza rodziną ciężko znerwicowanych wiewiórek...)
***
Ale różnicę zrobiło to, że bajkopisarz, co miał o Alu Babie napisać, musiał przejściowo opuścić miejsce pracy, aby wyjąć kotła z kota, czy też na odwrót. A kocioł wskoczył do kota, gdyż wystraszył się defilującego żwawo przez korytarz małego niebieskiego słonika. A może to był słoik. Albo stoik. Ale z całą pewnością niebieski. Nieważne. Ważne jest to, że kocioł w końcu dał się wywabić z kota. Skusił się na wędzony kawałek rury miedzianej. Niestety, gdy bajkopisarz wrócił na swoje miejsce, okazało się że w jego dziele gniazdo uwili nowożeńcy: spinacz i agrafka. Zapewne już wkrótce pojawią się małe spinafki i agracze. Czyli, jakby to delikatnie możnaby ująć, wystąpiły przejściowe trudności w pisaniu bajek. A że o występach już było, przejdźmy do przejść. Zresztą, żeby wystąpić, trzeba najpierw przejść, względnie przejechać, albo to i to, pod warunkiem zachowania ostrożności na przejściu, by nie przejechać samego siebie przechodzącego przez jezdnię (to, co się da, czyli jakieś czasowniki i inne imiesłowy występujące przejściowo można zamienić na rodzaj żeński, nijaki, lub strarożytnobizononaskalny, wedle potrzeby - dop. Sztucznego eXpandatora teXtu int, ltd, inc, dot com, dot net, dot dot, dot ampersand). A dlaczego trudności przeszły przez jezdnię?
-Żeby nazbierać kasztanów. Albo i kaftanów. Kurz raczy wiedzieć.
-Bio pomarańcza ze skrzydełkami!
-Puma?
-Najmocniej przepraszam, odpowiedzi na to pytanie okazały się bardziej kretyńskie od wszelkich przewidywań...
-GROAR!
*KŁAP*
Z przykrością stwierdzamy, iż nieszczęśnikowi, co szukał wszędzie kretynizmów, puma właśnie odkąsiła głowę. Jakby się nie mądrzył to może by do tego nie doszło, no ale cóż... Co to się porobiło, gdzie te czasy gdy słysząc słowo "puma" najpowszechniejszą reakcją było "AAAAAAAAAA pumAAAAAAAAAA!!!"? Ale nie, wszyscy wychodzą z założenia że tu nie może być pumy, tylko dlatego że znajdujemy się na pokładzie ogromnej latającej rzodkwi, a w spisie pasażerów nie było pumy...
-Najmocniej przepraszam, ale jako biolog muszę zaprotestować! Puma ma za małe szczęki aby odkąsić głowę jednym ugryzieniem...
-GROAR!
*KŁAP*
*KŁAP*
*KŁAP*
*KŁAP*
*KŁAP*
*KŁAP*
Z przykrością stwierdzamy, iż puma się zbulwersowała i zeżarła głowę biologa tak jak trzeba, czyli na kilka razy. Stwierdzić należy również, że narobiła przy tym dużo więcej bałaganu niż poprzednio. O, a teraz zlizuje resztki mózgu z podłogi. A fe! Niedobra puma, niedobra! Brzydka puma!
-GROAR!
Ekhm... ładna puma, ładna puma, dobra puma... W sumie długi coś ten rozdział się zrobił... Chyba już go wystarczy...
*KŁ
***
Ufff, w samą porę. A teraz coś z bardziej nieszkodliwej beczki... Kaczka!
-Kwa kwa kwa.
Ale my już jesteśmy w Unii...
-Quack! Quack! Quack!
Dużo lepiej.
*BLAAAAAAAAARGH*
Ech, te modyfikacje genetyczne... kaczki są większe, bardziej białe... i zioną ogniem. Aaa. Palę się. Bardzo śmieszne. O, splił mi się literk . Znczy się t literk przed , z ż, przy złożeniu, iż lfbet się zwij. Oczywiście, jk możn zuwżyć, brkuje też , które jest z , przed b, z tej okzji, że do jego uzyskni trzeb ncisnć i lt. I jk j mm terz npisć o lu Bbie? RGH! Ech, nwet mrożcego krew w żyłch wrzsku już się nie d npisć. Trzeb będzie improwizowć.
-OOOOOORGH!
-Nie, nie, żdn orgi. To mił być wrzsk.
-lbtros!
-Że co? Jkś plikcj?
-Krewny kormorn!
-IIIIIIRGH!
[przerw techniczn do nstępnego rozdziłu]
***
No, już po wszystkim. Mam nowe a, puma zjadła kaczkę, albatros odleciał na Jowisza (Nie lepiej by mu było na Wenus? - pytanie zadawacza pytań, który myśli że są one śmieszne, podczas gdy wcale nie są. - Ale chodzi o planety i albatrosa! - odpowiedź odpowiadacza na pytania, które wcale nie są śmieszne. - Aha. [bez komentarza, poszedł się tarzać Tarzan jeden]), stonoga przeskoczyła słownik i w ogóle jest szczęśliwie jak w przedszkolu drobnych skorupiaków. I jeszcze przyjechał wujek kupić orła.
-Fójek!!!!! Co tó robiż?????????
-Pżyjehałem kópić orła
-Oh!!!!!! Na pefno orła???????? nie osła??????????? Bo to tylko rurznica jednej literki w alfabecie!!!!!!!!!!!!!
-Ano tak!!!!!!!!! Osła nie orła!!!!!!!!!!!! O ja gópi nieszczynśliwy!!!!!!!!!!!!
-Oh!!!!!! Jak melodramatycznie!!!!!!!!!!!!!
{Ażeby nie było niejasności, w tym momencie nabijam się z ludzi nadużywających wykrzykników i pytajników, jak również robiących idiotyczne i oczywiste błędy ortograficzne, oraz bezsensownie używających długich słów, które wydają im się trudne, aczkolwiek wcale takie nie są [a to było kretyńsko długie zdanie, ale jak na to "dzieło" nie stanowi to niczego niezwykłego, więc w sumie ten podnawias był zbędny, jednakże jednak zaistniał, co w sumie nie powinno nikogo dziwić]. Być może dostało się też telenowelom, jeśli wujek kupujący orła/osła może podchodzić pod telenowelę... A jak nie to nie, innym razem.}
Z pewnością wszyscy chcą teraz poznać dalsze losy wujka... A ja wyjątkowo się dostosuję...
Otóż wujek wrócił do domu z płytą paździerzową.
Skoro sprawa wyjaśniona to może wrócimy do Ala Baby...
Ale najpierw...
Były sobie gwiazdki trzy, gwiazdki trzy, gwiazdki trzy...
***
Witam w stopce. Autorem wszystkich zawartych na tej stronie tekstów i innych rzeczy jest Qui (chyba, że coś jest podpisane inaczej, w tym przypadku niniejsza informacja zostaje nadpisana).
Zabrania się publikowania, przetwarzania oraz przeżuwania "materiałów" zawartych na tej "stronie", jak również tapetowania sobie nimi pokoju, bez wiedzy i zgody autora. Aczkolwiek wątpliwe, czy ktoś by chciał uczynić cokolwiek z tych rzeczy. Tak czy inaczej, autor nie odpowiada za skutki uboczne intensywnej lektury, tudzież kontaktu z "materiałami" zawartymi na tej "stronie".
Dwugłowa łasica z nagłówka (tzn. ta, co kiedyś tam była i być może powróci) jest dziełem Dinah. Tło również, gdyż wyciąłem je z łasicy.
ukryj formularz
dodaj komentarz
ukryj komentarze
zobacz komentarze(2)