Ekskretyment
<< < 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 - 9 - 10 - 11 - 12 > >>
***
/^\ - sort of strzałka na te gwiazdki
______ - a to wesoły hodowca słoników
Debilnych obrazków już wystarczy, teraz już bez zbędnych zawiłości, niejasności, przypisów, dopisków, spisków i zapytań przejdziemy wreszcie do rzeczy... Niech więc się stanie...
Opowieść o Alu Babie i trzydziestu siedmiu i trzech czwartych chuligana!
[Gwoli wyjaśnienia, taka dziwna liczba w odniesieniu do... hmmmm... osób(???) wcale nie jest bezpodstawną głupotą... Otóż trzydziestu pięciu chuliganów było normalnych, jeden był mały i chudy, więc liczy się za pół, a jeden miał kawałek nadwagi, więc należało doliczyć na niego jedną czwartą, zwłaszcza w windzie... Raz chuligani nie doliczyli i przez to musieli się przez tydzień i czternaście minut żywić jeżem (Tak, to ten, który zginął w rozdziale 30... teraz już wiadomo, co się z nim dokładnie stało! W ekskretymencie nic nie ginie... przynajmniej z pewnego punktu widzenia, który to punkt z pewnością nie jest punktem widzenia rzeczonego jeża... już prędzej pumy.).]
A teraz już NAPRAWDĘ przejdziemy do rzeczy...
Otóż stanął Al Baba przed drzwiami do gigamarketu Sezam... A drzwi nic! Więc zakumkał... A drzwi nic! Więc głośniej zakumkał... A drzwi nic! Wtem ze sklepu wyszło trzydziestu siedmiu i trzy czwarte chuligana, a drzwi otworzyły sie przed nimi z przyjemnym szmerem, mimo że jedynie wyrazili przypuszczenie, iż coś niekoniecznie miłego przytrafiło się rzeczonym drzwiom w bliżej nieokreślonej przeszłości. Niestety, pochłonięci skomplikowaną czynnością opuszczania gigamarketu chuligani nie zauważyli Ala, co spowodowało, że w trybie przyspieszonym łudząco upodobnił się on do wesołego hodowcy słoników.
-Toż to sadyzm w czystej postaci!
-Ależ oczywiście że tak, uzyskany przy pomocy najnowszego destylatora sadyzmu marki Asiotr 3.11. Działanie jego jest bardzo proste: otóż najpierw wrzucić należy substancję sadyzmonośną do otworu wlotowego. Substancja następnie przepłynie kłączami, a kwieciste ludki odcedzą z niej zanieczyszczenia. Potem trafi do pomieszczenia z wyeXhumowanym krukiem, który to zajmuje się kompresją oczyszczonego już sadyzmu. Na koniec ognistookie świstunki pakują gotowy już sadyzm w śliczny papier w gołąbki i przerzucają do kolejnego rozdziału...
***
...W którym to rozdziale chata stanęła w płomieniach. I tak stała w tych płomieniach, i stała, i stała, aż się zmęczyła i sobie usiadła. Niestety nie było jej wygodnie siedzieć, więc się położyła. A gdy tak sobie leżała i już prawie zasnęła, nadbiegł dziki osioł, który nie został kupiony przez wujka, i oblał ją wodą.
-Ty ośle, czemuś to zrobił?!
-Bo jak byłem mały, to koczkodan mnie bił serdelkami!
-No tak, to wiele wyjaśnia.
Nie wyjaśniło jednak, czemu Krzyżak wsadził łeb do miednicy z zupą.
-Moja traszka mi uciekła!
-I co, wlazła do tej miednicy?
-Niekoniecznie, ale od czegoś trzeba zacząć.
Więc zacznijmy od... od... od począ?ku!
-Buuuuuuuuu!
No to od końca!
-Błeeeeeeee!
Od fiołkowego trolejbusu?
-Hmmmm...
-Bździonk! - rzekł fiołkowy trolejbus, wjeżdżając na wystawę roślin futerkowych.
-Toż to absurd! - skomentowała pelargonia długowłosa.
-Uuuuuuzpyf? - zapytał bluszcz moczopędny.
-A to już zakrawa o brak pomysłu...
Wtem przez scenografię przebiegł ogr śpiewając "Tijuwit, tijuwit". Na plecach miał tabliczkę z napisem "BRAK POMYSŁU", pod którym to napisem ktoś nabazgrał "na objat". Na szczęście wpadł do dziury zanim zdążył się skompromitować.
***
I leciał ogr przez dziurę, i leciał, i leciał, i leciał... aż mu się znudziło i się zatrzymał. Wtedy tabliczka trzasnęła go w głowę, a że był na niej napis "objat", więc ją zjadł. Resztą słów się nie przejął. Po skonsumowaniu tego jakże pożywnego posiłku zawrócił i spadał w drugą stronę. Następnie wpadł w drugą w lewo i wyrzuciło go na obwodnicy drogi międzykrólestwowej numer trzynaście i trzy trzynaste. Numer trzynaście okazał się więc pechowy dla wielu kierowców, a w szczególności dla jednego, który został zmuszony do zjedzenia żywej gęsi. Ale będzie już wiedział, iż nazywanie ogra bezmózgim pomiotem zaśmiardłego imperialistycznego systemu ucisku polityczno-gospodarczo-społecznego jest błędem. Nie żeby ogr coś z tego zrozumiał, prawdopodobnie jedynie nie spodobało mu się brzmienie tej wypowiedzi. Na szczęście ten okrutnik został rozjechany przez pracownika telekomunikacji, który zmierzał pośpiesznie na swym jednokołowym rowerku by naprawić którąś z licznych awarii i korzystał z każdej okazji by odwlec wiszące nad nim przerażające widmo naprawy czegoś. Ów rowerzysta, mimo wszelkich starań, coraz bardziej jednak zbliżał się do miejsca przeznaczenia, więc w akcie ostatecznej desperacji razem ze swym pojazdem wpadł do dziury.
***
A ten rozdział, wbrew pozorom, nie będzie traktował o pracowniku telekomunikacji, który wpadł do dziury. A dlatego, że muszę się w nim pochwalić, iż dzięki mojemu niebywałemu kunsztowi literackiemu, w poprzednim rozdziale ani razu nie użyłem liter f, q, v, x ani ź! Prawda, że to niebywałe? Być może kiedyś spróbuję nie używać jakichś bardziej popularnych liter... może ń, albo b... Ale czy obchodzi to kogokolwiek poza moim żółwiem ze styropianu?! Żółwiu... żółwiu, a ty dokąd?! Wracaj tu w tej chwili! Albo w tej następnej... No dobrze, w ostateczności za dwie chwile... Lassie, wróć!
Ech, trzeba było sobie kupić jakieś mniej mobilne zwierzątko... bo taki żółw, to ani się obejrzysz, a już go nie ma. Schizofretka byłaby w sam raz. Siedzi sobie, skubie parasol, czasami zaśwista radosną melodyjkę...
Ale może już dość tego, teraz czas na jakiś idiotyczny dowcip.
Wchodzi generał do sklepu z cielęciną.
-Dzień dobry, czy są bobry?
-Wyszły, ale wrócą.
-A dokąd poszły?
-W turmaliny.
-Tak, tak, a żubr ma piskorze, mów do rzeczy!
-Rzeczy, ojczyzny moje, jesteście jak zdrowie! Ile was trzeba cenić, ten tylko się dowie, komu dadzą w aptece rachunek!
-Mózg mi się topi...
-Chętnie weźmiemy, płacimy trzy drewniaki za kilogram.
-Mam wątpliwość.
-Przykro mi, tego nie skupujemy.
A teraz... pointa! A raczej jej lokalna wersja, czyli punkta!
-To ja już pójdę szukać tych bobrów.
***
Bobry były w butonierce. Nie, nie wiem czemu. Zresztą kogo to obchodzi? Poza bobrami oczywiście. I właścicielem butonierki. I Napoleonem Piątym. I różaną strzykworozwielitką. Ale dość tych bredni. Bo nadchodzi... połemat time!
Pomnik sobie wystawiłem,
nszkoda że ze słomy.
Padnie on i zczeźnie
kiedy przyjdą gromy.
Może go rozdepta
jakiś jeleń chromy,
a jeśli się znudzi,
to jeszcze go zabrudzi...
Powódź go rozmyje,
albo wiatr rozwieje,
albo przyjdą źli ludzie
i wywloką w knieje...
Czy go ktoś rozdepta,
lub czy też się spali,
na jedno wychodzi,
skoro się rozwali.
Ale to nic nie szkodzi,
gdyż, ogólnie rzecz biorąc,
to na cholerę mi pomnik.
Czyż to nie bjutiful? W ogóle to miało być z dedykacją, ale niestety się rozgotowała. A właściwie to kategorycznie stwierdzam z całą możliwą, potencjalną i kinetyczną stanowczością, iż godzinę 7:16 należy zniszczyć ostatecznie i nieodwracalnie z racji jej piekielnego negatywnego wpływu na młode, rozwijające się dopiero umysły. Lecz dość już tych bredni, czas na gwóźdź programu, czyli... prawnika w proszku! Wystarczy dodać wody! I już! [insert dziwne syczące dźwięki] Hej, co jest?! Miał być prawnik a nie... komornik!
-Mamy twardą wodę.
***
Uchhh, to było okropne. Czuję się jakbym nastąpił na jeża.
-A ja się czuję jakby nadepnął mnie jakiś debil!
NIe, proszę, nie znowu! Tylko nie ambitne dialogi ze zwierzętami!
-No dobra, już się wynoszę, pójdę łapać strusie.
Czas ma poważniejsze tematy... Zbliżają się wybory prezydenckie, więc wypadałoby poprzeć jakiegoś kandydata. Wobec tego oficjalnie popieram Zagajnik Brzózkowy! Zagajnik Brzózkowy na prezydenta! A czemu? Bo przynajmniej się nie wygłupi.
Szumią brzóżki szumią... Szumią brzózki szumią... No i rosną. I tak nie mają nic lepszego do roboty. Poza szumieniem. Więc szumią dalej. I rosną. I ładnie się prezentują. Ładna prezencja to podstawa. Szumią brzózki szumią... I jeszcze trochę szumią... Może na coś czekają... W sumie są jakby stworzone do czekania, bo nigdzie przecież nie idą. Zresztą po co miałyby iść, skoro mogą szumieć? No właśnie. A teraz kolejna ważna kwestia, a konkretnie pytanie: czy jeżeli czekają, to się doczekają? Najprościej uznać, że mają po pięćdziesiąt procent szans na doczekanie się i niedoczekanie się. Jednak jeżeli dodać możliwość, że wcale na nic nie czekają, wtedy szansa na doczekanie się spada, zależnie od punktu widzenia, do dwudziestu pięciu lub trzydziestu trzech procent. Osobiście jestem za trzydziestoma trzema, w końcu rozważam tu tylko możliwe efekty końcowe, nie zaś ich relatywne położenie na prawdopodobieństwowym drzewku szczęścia. Inna sprawa, że to wszystko i tak jest zapisane w gwiazdach. Kolejne więc pytanie: czy brzózki patrzą w gwiazdy? W sumie warunki do tego mają wprost idealne. A jeśli tak, to czy umieją odczytać pismo gwiazdowe? Bo jak dla mnie to jest ono cholernie skomplikowane. A niech jeszcze jakaś kometa wejdzie w kadr, to już dopiero przeborsuczone. Kolejnym problemem jest krzywe pismo, bo przecież nie mieli jeszcze maszyn do pisania kiedy powstawały gwiazdy. No ale taka brzózka ma dużo czasu i może próbować odcyfrować to co tam nabazgrano. W przerwach między nocnym szumieniem. Lecz w sumie nawet jeśli jej się to uda, to i tak to nic nie zmieni. I tak musi szumieć dalej, gdyż, jak już wspomniałem, nigdzie nie pójdzie. Jednakże może dzięki temu spoglądać w przyszłość z większą nadzieją lub beznadzieją. Zresztą cokolwiek zrobi, i tak nie zacznie znienacka dawać zjadliwych owoców. Ale za to jak ładnie szumi...
***
Szumiało, szumiało i się wyszumiało. Albo niech sobie szumi w tle. Razem z beznogą stonogą. Niestety, rozdeptał ją Nałogowy Rozdeptywacz Beznogich Stonóg.
-A ty dokąd leziesz?
-Tam gdzie mnie oczy poniosą.
-Żebyś jeszcze był nieco lżejszy! - zbulwersowało się lewe oko.
-I umiał zachować równowagę! - dodało prawe.
-Eliminacja uporczywego swądu świeżo zerwanych lutipanów również byłaby wskazana - zauważyło dolne.
-Nie mówiąc o tym, jak irytujące jest to twoje rozrzucanie na wpół przeżutych bakłażanów gdzie popadnie - wypomniało górne.
-A ja tam lubię tą robotę - stwierdziło to piąte.
-No tak, boś miało tylko śledzionę do noszenia!
-Zresztą wyrzuciłoś ją w zeszły wtorek!
-Wyrzuciło śledzionę?! - zatrwożył się Pan Żołądek. - Moja ukochana! Gdzieżeś wyrzuciło moją ukochaną?! Mów zaraz, bo oberwiesz kwasami trawiennymi!
-Ehm... Nad zlewem... A może nad zalewem...
SPLORT!
-AAAAAAA! Moja siatkówkaaaaa!!!
-Mów!
-No dobrze już, dobrze... Wyrzuciłem ją do tego żółtego kubła koło zlewu!
-I'll be back.
-Żołądek, wracaj tu! - rozległ się chóralny wrzask ocząt. - Żarcie leci!
PLASK!
-No i ładny bajzel - podsumowało jelito.
***
-Nie! Nie jem żadnego litu!
-Ale dlaczego? Liciki są smaczne i zdrowe. A elektroliciki to już w ogóle... Po prostu wyobrażenie szczęśliwego życia pozagrobowego w jamie ustnej!
-Ale ja nieeee chcęęęęęę! Ja chcę skand!
-Toż to skandal!
-Skandal? Mi wygląda raczej na rzeszoto.
-Ale skandaliczne rzeszoto!
-Pieprzysz niczym bazyliszek z zepsutą pieprzniczką na przyjęciu dla leworęcznych wegetarian.
-A ty solisz niczym marakuja z dziurawym workiem soli podczas wyścigów kotletów z baraniny!
-A ty cynamonujesz jak ciężko ranny cynamonowy potwór na zjeżdżalni pełnej śledzi!
-A ty...
[Bezcelowa wymiana inwektyw spowodowana być może przez równie bezcelowy wzrost agresji wywołany jeszcze równiej bezsensownym wzrostem ilości jakichś niemiłych hormonów w organizmach dyskutantów. To z kolei mogło być spowodowane wystawieniem się na działanie nadmiernego promieniowania idiotelewizyjnego, zarażeniem się zatrważająco często spotykanym wodomózgowiem, ewentualnie zbyt dużą ilością bakłażanów w diecie. I to już koniec tego najrówniej bezsensownego wywodu.]
-...jak czternastoręki śliniący się szympans grenlandzki używający wadliwego wytworniko-przetworniko-podajnika gałki muszkatołowej w czasie porannej sjesty!
[A to już była przesada. Nadmiar sił kreatynistycznych wynikający z napromieniowania zbędnym konsumpcjonizmem nie wróży nic dobrego. Tacy ludzie skazani są na wegetację pośród kolorowych opakowań, a w skrajnych przypadkach nawet zarażają innych pracując w agencjach reklamowych. Smutne ale prawdziwe. Nawet właściciele plantacji dyfuzji są bezsilni.]
***
Szumi, szumi i się wyszumiało... A my odwiedzimy mędrca, który zna odpowiedzi na wszystkie pytania, a przynajmniej na zdecydowaną ich większość w granicach niezdrowego rozsądku i wrażliwości hydrofonicznej.
-Powiedz mi, proszę, jak mogę złapać szafę grającą?
Zasępił się mędrzec, podrapał po uchu, smarknął siarczyście i odrzekł w te słowa:
-By szafę grającą złapać, zaprawdę musisz ci powiadam, z gruszki wziąć półszósta środka i do dziury w budyniu salamandrowym wywierconej wrzucić one. Następnie pod drzewem wszechpółtrójdzielonym w noc słoneczną lekko zasiąść z akceleratorem cząstek w dłoni i zaklęcie tajemne wypowiedzieć a brzmi ono: Srające kozice wśród śród ród swój mają, lecz albowiem zaiste nic im to nie da, gdyż prędzej czy bardziej prędzej i tak nastąpi numer tysiąc trzysta trzydzieści siedem: modrzew!
-A powiedz mi jeszcze, jak zwrotnicę zaorać?
Zajastrzębił się mędrzec, podrapał po brzuchu, beknął soczyście i odparł w te słowa:
-By zwrotnicę zaorać, zmiękczyć oną najpierw musisz, najlepszy do celu tego płyn do anihilacji oviec będzie, lecz nie więcej aniżeli trzy litry na kawałek cegły. Następnie do resocjalizacji przejść należy za pomocą sublimującej windykacyjnej paprotki międzygwiezdnej, która zwrotnicę rzeczoną okrążyć musi dokładnie około czternastu razy, przy czym za każdym razem w innym ułożeniu wobec fikuśnej kieszonkowej bramy międzywymiarowej. Wtedy już zaorać będzie można przy użyciu grabi pięciowymiarowych z rekurencyjnym motywem sowy.
-A powiesz mi może, jaki jest sens istnienia?
Mędrzec się zacietrzewił, podrapał po... eee... brodzie, uwolnił z impetem gazy żołądkowe i rzekł:
-No tak, zawsze się kończy na pytaniach egzystensentencjonalnych. Na to pytanie to już każdy musi sobie odpowiedzieć sam.
-A jaki jest twój sens istnienia?
-Taki jak widzisz... odpowiadam na niekoniecznie inteligentne pytania.
-A to jest dobry sens istnienia?
-A ty masz jakiś?
-A nie mam...
-No widzisz! Jestem do przodu! Hahaha! Ja mam sens istnienia, a ty nie! Tralalala, tralalala, hej bum hop cyk siup!
-A jaka jest...
*ŁUBUDU*
-A prawdopodobieństwo upadku kamiennego gargulca na ludzi zaczynających zdania od a jest jak widać bardzo wysokie. A teraz... ups...
*ŁUBUDU*
***
Nie, teraz nie będzie upsa. Teraz będą wiadomości, które przedstawi kot olbrzym.
-Miau. Miaau miau miau. MIAAAAAAU! Mraaaał miaau miauuuuuuu! Miau. Miau miau, miau. MIAUUUUUUUUU! Phhhh! Phhh hhh hhh! Miau miau miau miau miau, miau miau miau, miau miau, miau miau miau miau. MiaaAAaaaAaaAAAaaaUUUU! MiaaaaaauUUUuuUUuuu! PHHHHH! Mrrrraaaau. MIAAAAAAAAAAAU! MIAU! MIAU!!!
I na tym kończymy to wydanie wiadomości. Zresztą i tak nie usłyszymy w tej chwili nic więcej ze strony kota olbrzyma, gdyż właśnie zeżarł on mikrofon. Za to jutro posłuchamy bezpośredniej relacji z tworzenia się gazów trawiennych.
A teraz... przepis na keczup!
-Otóż aby keczup uzyskać, wziąć należy pomidory... nie, nie małe futrzaste zwierzątka! Żadnych zwierzątek! Chcemy keczup, a nie jakiś substytut! Wziąć należy pomidory, emulgatory E450, E452, E455, E117, E666, E132, E1337, do tego dorzucić ze dwa kąty proste i konika z pasternaku. Następnie należy chwycić za młot drewniany i tłuc w składniki aż zrobi się z nich ciecz gęsta, acz jednorodna. Na koniec trzeba rzeczoną ciecz poddać halucynogennej idiosynkrazji pantomimicznej z lekką nutką zapędów imperialistycznych. Dawkować z umiarem, gdyż silikonowe zaworki generują kraby achillistyczne.
***
Witam w stopce. Autorem wszystkich zawartych na tej stronie tekstów i innych rzeczy jest Qui (chyba, że coś jest podpisane inaczej, w tym przypadku niniejsza informacja zostaje nadpisana).
Zabrania się publikowania, przetwarzania oraz przeżuwania "materiałów" zawartych na tej "stronie", jak również tapetowania sobie nimi pokoju, bez wiedzy i zgody autora. Aczkolwiek wątpliwe, czy ktoś by chciał uczynić cokolwiek z tych rzeczy. Tak czy inaczej, autor nie odpowiada za skutki uboczne intensywnej lektury, tudzież kontaktu z "materiałami" zawartymi na tej "stronie".
Dwugłowa łasica z nagłówka (tzn. ta, co kiedyś tam była i być może powróci) jest dziełem Dinah. Tło również, gdyż wyciąłem je z łasicy.
ukryj formularz
dodaj komentarz
ukryj komentarze
zobacz komentarze(2)