Ekskretyment
<< < 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 - 9 - 10 - 11 - 12 > >>
A transkomutator ściółki monolitycznej wygenerował złego maga.-Ha! Jestem złym magiem!
-Nie jesteś.
-Jestem!
-Wcale nie.
-Ależ tak!
-Bynajmniej.
-Zaiste!
-Zaprzeczam.
-Nie kłóć się ze mną, ty tępa metarachityczna szkapo!
-Ależ ja się wcale nie kłócę, wyrażam jedynie odmienny pogląd.
-A ja nazwałem cię metarachityczną szkapą! Czy to nie znaczy że jestem złym magiem?
-Raczej nie. Ale można za to rzec, iż jesteś magiem nudnym, dennym, beznadziejnym, półgłupim, irytującym, wątpliwym, niepoprawnym, zapętlonym, wyekstrapolowanym, rozdźwięczonym, elektroflanelowym, pseudomonumentalnym, postindefinitywnym, archontotypicznym i hienogenicznojabłkowoprelustracyjnym.
-Tak! Znaczy nie! Być może! Nieważne! Tego już, kuropatwa nakrapiana, za wiele! Zamienię cię w gąbkę! Kot pdo kmi dłiko taicr tne nei ma kłcyzao!
-Mmmm... jestem gąbką... zawsze chciałam być gąbką, ale fajnie...
-Bylytyfyzytsyf, aaaaaargh! Zaraz coś mnie trafi!
***
Istotnie, wątpliwie złego maga trafił cierpiący na nagły atak agorafobii albatros.
-Ja protestuję przeciwko byciu trafionym przez coś tak debilnego!
Protest został odrzucony przez przechodzącego akurat odrzucacza protestów i wpadł do kanałki studzielizacyjnej.
-My to tu tego to nie chcemy! - rzekły żurawie.
-A te to te te tu ta ta - odparł superkolektor transprostowniczy, ale wpadł pod skrzypce.
-Skrzyyyyyyp!
-Skrzeeeeeep!
-Skrzoooooop!
-Taki wyraz nie istnieje. Za karę spadnie ci na łeb sałatka z selera...
*łup*
-Nie było wcale tak źle.
-Bo to dobra sałatka była.
-...i naturalnych rozmiarów gipsowy niedźwiedź grizzli.
*ŁUP*
-AAAAAAAARGH!
-Ale kogo gryźli?
***
Pytanie to zostało powszechnie zignorowane. I dobrze. Bo było głupie. A teraz trzeba zadzwonić.
Dzyń dzyń.
-Otwórz, to pewnie mleczarz!
-Nie, heheh, nie, to, hehehehe, baba z pieczarkami, kheheheheheh.
-A czego chce?
-Heheheh, skąd mam wiedzieć? Pewnie nawozu pod pieczarki, kheheheheheh.
-To się spytaj, ty zdyslokowany arytmertryku!
-Czego chcesz, heheh, babo?
-Panie Zgniłyświder, pani Zgniłyświder, mam dla was kłesta!
-Że co ona nam przyniosła?
-Heheheh, jakiegoś chwasta.
-Na piskorza mi nowy chwast? Ten co go dostałam w zeszłym miesiącu ma się zupełnie nieźle!
-Nie chwasta mam, ino kłesta! Przynieście mi zzieleniałą kiszkę gazeli, a zostaniecie nagrodzeni!
-Heheheh, no tak, oczywiście, heheheheh. Aproksymacjo ty moja interstellarna, heheheh, mamy jakąś zzieleniałą kiszkę gazeli?
-Mieliśmy, ale wuj Innocenty zjadł ją przedwczoraj!
-Heheheheheheheheh. Więc idź babo i się ugryź w zad.
Pójście i ugryzienie się w zad [+500 exp] - skomplikowana czynność, w wyniku której zęby powinny znaleźć się w bezpośrednim sąsiedztwie szlachetnego zakończenia pleców danej osoby, a następnie szczęki powinny się zacisnąć. Niestety, na przeszkodzie temu chwalebnemu zamierzeniu może stanąć zwichnięcie kręgosłupa, naderwanie jakichś mięśni czy ścięgien czy czegośtam i w ogóle ciężka trauma... Wobec takich trudności najlepszym wyjściem jest ucięcie sobie kawałka zadu i...
-Ale co ma do rzeczy eksponenta?
***
Za takie pytanie to już obowiązkowo na pytającego powinno spaść coś ciężkiego, tudzież pogryźć go coś głupiego.
-Nie, nie, proszę, już będę gzecny!
-Grzeszny? No to już przesada!
No i nieszczęśnika napadła świka dzinia. Zdarza się.
-Dzisiaj piątek, trzeba zrobić porządek.
-Tylko nie wyrzucaj znów węgla przez okno sąsiada!
-Spokojnie, już zakupił nowy panegiryk.
-Egiryk to strasznie głupie imię, nie uważasz?
-Nie.
-Aha.
-Czy znajdzie się szczotka dla szopka szprotka?
-Nie.
-Aha.
-Wśród turkusowych poranków, wśród rosy rozświetlonej, bryka przezielony konik szmaragdowy. Kędy promień światła sunie poprzez mierzeje, kędy jemiołuszka umywa się rankiem, tam na wierzbie pomarańcze nieziemskim skrzą się blaskiem. Czy herbaciany powiew, pośród bławatków efemeryczny, dzionek nowy rozpocznie dla magicznej kotliny? Ot, już renifer żwawym galopem ruszył przez zarośla! Pszczoły swój trud mozolny także już wznowiły, by miodu złocistego całe kadzie swym smakiem zachwycać mogły. Leniwe leszczyny na wietrze się kołyszą, na co jednak nie zważa rodzina dzięciołów, co je nakłuwa subtelnie tam oraz ówdzie. I wiewiór już harcuje ze swą latoroślą, puchacza się nie lęka, gdyż ten łów już zakończył i śpi snem sprawiedliwego, co gryzonie zżera jedynie gdy głodny. W strumyku szemrzącym słoneczko się odbija, a kamienie gładkie lśnią niby świetliki. Buszuje też chrabąszcz pośród jarzębiny, a wśród zbóż złocistych przemyka przepiórka. Zakwitły chryzantemy, pięknem swym obdzielając stworzenie wszelakie.
Z kruczoczarnej chmury lunął deszcz rzęsisty. Żółty zaskroniec zasyczał radośnie i zniknął gdzieś w ściółce. Świstak zaświstał, i skrył się pod grzybem. W pniu pustym się schował rudy lis, nieboga. Gdy niebo płakało, duch wszelki się chronił, aby nie zamoknąć nad miarę konieczną. Lecz równie szybko jak przyszła, poszła też Niagara, a słońca promienie tęczę utworzyły. Chciał na jej końcu zasiąść leprekaun ze złota garncem, lecz coś mu nie wyszło, gdyż okrągła była. Zdegustowan wielce się zdematerializował, nie doświadczył więc rozkwitu sił witalnych flory oraz fauny.
Wyległy więc dżdżownice, które dżdżu łaknęły. Zakląskał radośnie skowronek błękitnolicy. Drzewa liście swe wygięły by życiodajnej wilgoci pochłonąć jak najwięcej. Jabłuszka czyste i błyszczące na jabłonce czerwienią swą kusiły. Nawet ślimak z muszli łeb swój wystawił i węszyć mimo braku nozdrzy począł. Zajączek kicnął radośnie w błotnistą kałużę, niepomny na to, że błoto ze swej sierści będzie wydrapywać musiał. Owieczek stado z entuzjazmem do wodopoju ruszyło, kwitnące zawilce tratując zuchwale...
-Budyniu z dorszem?
-Nie.
-Aha.
***
-A może bzdurnej opowieści?
-Bardzo chętnie.
Tak więc, otóż, niniejszym, dzielną drogą szła brukowana drużyna. Albo na odwrót. Czyli brukowaną drużyną szła dzielna droga. Niniejszym, zresztą, nieważne. Drużyna ta składała się z osobników składających się na tą drużynę. Droga natomiast składała się z ziemi, piasku, żwiru i tym podobnych ewenewiduuw leżących na drodze, gdyź oczywiście nikt nie łaczył raskawie położyć tam czegokolwiek innego. Ale wróćmy do drużyny. Drużyna zdążyła się przemieścić o kilka kroków w kierunku, w którym biegła droga, i ze zwrotem w stronę, w którą akurat była zwrócona. Twarzami. No więc wróciliśmy do drużyny, ale ona znów się przemieściła. Trzeba będzie jakoś zaradzić temu problemowi logistycznemu. A w międzyczasie przejdziemy do opisu drużyny. Oczywiście, idąc do opisu drużyny, oddalimy się od samej drużyny, która na dodatek sama jeszcze się będzie oddalać, ale przy odrobine szczęścia (Narrator rzuca na siebie zaklęcie "Szczęście". Zaklęcie trafia go prosto w lewe oko. Narrator mówi "Ał-ła", traci pięć punktów inicjatywy, jeden punkt życia, jego morale zmniejsza się o 10 procent, czasowo traci dwa punkty zręczności, jego światopogląd przesuwa się o dwa punkty w stronę pesymizmu, osiągając wartość "lekkopółsytuacjożyciowozaniepokojony", a na dodatek rzuciła go żona. Cegłą. (Cegła krytycznie trafia narratora prosto w prawe oko. Narrator mówi "Ał-ła jego borsuk zawombatowana mać!", traci dziesięć punktów inicjatywy, dwanaście punktów życia, wszystkie jego współczynniki obniżają się o pięć punktów i upada na podłogę. Jego morale spada do minimum, a światopogląd dociera do stanu "takjestempewienżechcępopełnićsamobójstwo", po czym podcina sobie żyły kawałkiem szkła (+0, 1d1+0). Jednakże Jjhhharrrqqoullllinn, strażnik świata podziemnego (a w wolnych chwilach wokalista kapeli "Fiijołqi Stefana" oraz prezes Stowarzyszenia Istot Z Nadmiarem Spółgłosek W Imieniu) odsyła go z powrotem, gdyż nikt nie raczył wetknąć trupowi tradycyjnego bukieciku rumianku do ucha. Bez rumianku to se ne da. Tak więc narrator może kontynuować opowieść w miejscu, w którym ją przerwał, jakieś trzy i pół transfuzji krwi później. Fakt, że to tak naprawdę był barszcz, w niczym nie wadzi.)) powinniśmy ją jeszcze kiedyś odnaleźć. A jeśli nie, to pozostanie błonnik. Zawsze zostaje błonnik, bo nikt go nie chce jeść. Ani pić. Ani niepokoić cudacznymi odgłosami. Ale przejdźmy już do tego opisu.
***
Przeszliśmy więc do opisu drużyny. Opis drużyny zawiera opisy poszczególnych osobników wchodzących w skład drużyny. Co nie zmienia faktu. Interpolaryzatora też nie. Tak więc, na skład drużyny składa się: Błękitek. Rasa: wodnik. Klasa: mim bojowy (Battle mime). W tej grupie jest on specjalistą od walki w zwarciu. Dysponuje więc potężnym zainscenizowanym atakiem za pomocą takiej broni, jaką sobie akurat zainscenizuje. Ponadto posiada moc sugestywnej obrazy ruchami ciała, oraz moc irytacji poprzez uporczywy brak komunikacji werbalnej.
Atak z dystansu z kolei jest specjalnością Ieremjasza. Rasa: półgnom, ćwierćkoniokrad, jedna szósta paranoidlanej papugi, a reszta to aardvark, cokolwiek to nie jest. Klasa: miotacz kotów (Cat thrower). Jak sama nazwa wskazuje, Ieremjasz atakuje przeciwników rzucając w nich kotami. Cóż, są ludzie i obyczaje, i fertylizatory, i zmywozlewarki, i kowariantne przdylongi szypułkowe.
I na koniec, oczywiście, ktoś posługujący się czarami, czyli Insurekcja. Rasa: Kobieta. Twierdzi, że to nie rasa, ale płeć, ale nikt z naszej drużyny nie wie, co to jest płeć. Klasa: enwiromentalistka (enviromentalist, female(??? - WTW (what the Weasel - xięga Uazicy, tom 2, rodział 14, podrozdział 33, serwety 5-8))). Nawet święta Łasica nie wie, co to takiego, ale prawdopodobnie ma to coś wspólnego z listkami. Prawdopodobnie zna jakieś czary. Prawdopodobnie są one głupie. Prawdopodobnie świat skończy się wczoraj. A zacznie na nowo w zeszłe Święto Schabu.
Jednakże, mimo stwierdzenia "I na koniec" tak trochę niedawno, to wcale nie koniec. Gdyż niespodziewanie do wyprawy dołączył barbarzyńca z wielkim toporem, dosiadający skrzydlatego, łaciatego prosięcia wtłoczonego do sraczkowatego kredensu za pomocą wielkiego młota. W celu zachowania balansu prosię zostawił w domu, a jego topór jest nieco mniejszy. Jest to cokolwiek niezrozumiałe, gdyż nawet z wielkim toporem i na prosięciu nie miał kłopotów z zachowaniem równowagi, no ale jeśli ktoś chce czegoś zrozumiałego, to niech sobie idzie poczytać Dziennik Ustaw. Chociaż z drugiej strony... to chyba nie jest aż taki dobry plan. Niniejszym. Nieważne. Więc, gwoli ścisłości, trzeba uściślić barbarzyńcę. Oczywiście czysto metaforycznie. Bo jakby było niemetaforycznie, albo też brudno, to on by mógł uściślić autora i sprzedać go do kej-ef-si jako egzemplarz drobiu przejechanego przez kombajn. Ale do rzeczy. Niepospolitej. Imię: barbarzyńca. Rasa: barbarzyńca. Charakter: barbarzyńca. Zainteresowania: barbarzyństwo (gwałcenie domów, wyrzynanie kobiet i burzenie bydła (wzburzone bydło bywa bardzo niebezpieczne, zwłaszcza gdy się burzy podczas burzy, lub też gdy ktoś je nakarmi śledziami)). Uwagi: barbarzyńca wie, co to jest płeć. Przyznaje się do zabicia dziewiętnastu płciów. I trzech arcypłciów.
***
Wracając do drużyny, która podczas procesu bycia opisywaną znowu zmieniła pozycję względem drogi, nie bacząc na zachodzące względem niej procesy, nie udało się zakończyć tego zdania jakoś sensownie. Ale to nic. Dla równowagi następnego zdania nie uda się rozpocząć sensownie, a dalej może być tylko gorzej, niżej i mniej zderatyzowaniej. Nie czy inaczej, drużyna w końcu napotkała jakąś przygodę, gdyż inaczej być nie mogło, a może i mogło, ale nie było, pewnie dlatego, że jeszcze nie pora zmieniać wątku na czas zimowy. I najwyższy czas takowoż był na to, gdyż wodnik rozwadniał się z każdym krokiem, choć nadrabiał mimą bojową, a koty Ieremjasza szczekały z głodu i zaczynały dobierać mu się do łydek i okolic. Otóż więc jednak drużynę zaatakowała przerażająca przeraza i wyprzedzający ją przypadkowy przechodzień.
-Zczeźniecie, czarcie zwieracze! - zagadnęła przyjaźnie przerażająca przeraza, czym przeraziła całą drużynę.
Błękitek zainscenizował tarczę, która jednak nie wytrzymała naporu, więc z przerażenia wysuszył sobie spodnie.
Ieremjasz przetrzymał przerażenie, lecz jeden z jego kotów nie zdzierżył i skoczył mu na twarz.
Insurekcja nie zrobiła nic. Pewnie dlatego, że jako jedyna w okolicy miała płeć.
Barbarzyńca się nie przeraził, gdyż był na to zbyt mądry/głupi/wyemancypowany/nurogęś (potrzebne nieskreślić), natomiast zaszarżował szalejąc jak szczeżuja, i skończyło by się to dla przerażającej przerazy bardzo przykro, ale przypadkowy przechodzień rzucił rozproszenie na barbarzyńcę, w wyniku czego ten się rozproszył i oddalił z pola bitwy z okrzykiem "ooo, świecące, moja chcieć!" Nie wiadomo, co takiego ujrzał. Prawdopodobnie wypolerowane ucho osła.
***
-Moje ucho?! Moje?! Ucho?! Ucho moje?! Ucho?! Moje?! I... wypolerowane?! Moje ucho?! Wypolerowane?! Ucho moje?! Ucho?! Wypolerowane?! Barbarzyńca?! Moje ucho?! Moje?! Ucho?! Wypolerowane moje ucho?! Barb? arzyńca! Moje ucho! ściga? Bar?! barz? yńca! Toż to niegodziwe! Nie! godzi! we! I niedopuszczalne! Nie! do! piesz! czalne! Nie! Barbarzyńca?! Ni! E! Barbarzyńca?! Wypolerowane?! Moje?! Ucho?! Nie!
-Ucho osła, nie ucho ovca!
-A to przepraszam - zawstydził się ovc i wpadł w nałóg. Nałóg nieco spiął się z tego powodu, aż mu szwy napęczniały i ruszył za siebie krokiem niepewnym acz dystyngowanym. W rezultacie ovc się wyovcował z nieustabilizowanego naługa i mruga. Ładna to cytryna niedługa.
***
-Ciąg dalszy odstąpi.
Witam w stopce. Autorem wszystkich zawartych na tej stronie tekstów i innych rzeczy jest Qui (chyba, że coś jest podpisane inaczej, w tym przypadku niniejsza informacja zostaje nadpisana).
Zabrania się publikowania, przetwarzania oraz przeżuwania "materiałów" zawartych na tej "stronie", jak również tapetowania sobie nimi pokoju, bez wiedzy i zgody autora. Aczkolwiek wątpliwe, czy ktoś by chciał uczynić cokolwiek z tych rzeczy. Tak czy inaczej, autor nie odpowiada za skutki uboczne intensywnej lektury, tudzież kontaktu z "materiałami" zawartymi na tej "stronie".
Dwugłowa łasica z nagłówka (tzn. ta, co kiedyś tam była i być może powróci) jest dziełem Dinah. Tło również, gdyż wyciąłem je z łasicy.
ukryj formularz
dodaj komentarz
ukryj komentarze
zobacz komentarze(2)